Twoje Narodziny

"Położna monitorowała mój stan, podpowiadala, ale nie przeszkadzała- czułam, że wierzy we mnie i w moją intuicję."

Urodziłam w maju cudowną córeczkę. Bardzo wyczekaną. Wszystko było dopięte na ostatni guzik i zaczęło się naturalnie, odejściem wód, tydzień przed terminem. Uczesałam włosy, dokończyłam makijaż, założyłam sukienkę – chciałam czuć się dobrze i panować nad lękiem. Czułam się gotowa. Uczestniczyłam w zajęciach szkoły rodzenia z aktywnego porodu, słuchałam medytacji,i poznałam idee Błękitnego Porodu. Do szpitala trafiłam już z 4-cm rozwarciem, ale nie czułam jeszcze skurczy. One nadeszły po ok. 2 godzinach od odejścia wód. Czułam je bardzo intensywnie, ale podeszłam do nich świadomie – oddychajac, kołysząc się na piłce i ściskając grzebień. Mój poród był ruchem. Szyjka bezlitośnie „trzymała” wciąż nie chcąc się rozszerzyć. Czekała mnie praca, którą chciałam wykonać i wiedziałam jak. Brałam prysznice kręcąc biodrami i tańcząc… Kołysałam się i kręciłam ósemki na piłce. Kucałam chwytając się za szarfy. Każda godzina mojej pracy przynosiła rezultaty. Położna monitorował mój stan, podpowiadala, ale nie przeszkadzała- czułam, że wierzy we mnie i w moją intuicję. Ostatnią fazę porodu odbyłam na łóżku leżąc bokiem, z nogą usienioną do góry. Moja córka rodziła się niczym supermanka – najpierw ręką, potem ona. Po chwili miałam ją na rękach, przytulając mojego słodkiego i drobnego kangurka. Widok płaczącego męża, który był bardzo dzielny i pomocny… Buźki upragnionego dziecka, był czymś co będzie mnie grzało we wspomnieniach do końca życia.